Obozy wokół Kędzierzyna, Blachowni i Zdzieszowic podczas II wojny światowej

Wszystko się zaczęło, gdy machina wojenna III Rzeszy rozrosła się do ogromnych rozmiarów a brak dostępu do źródeł ropy naftowej zmusił Niemców do szukania innych rozwiązań. Opracowana przez Niemców metoda suchej destylacji węgla, przy wykorzystaniu odkryć F. Fischera, F. Bergiusa oraz H. Tropscha, pozwalała na produkcję syntetycznego paliwa tak potrzebnego hitlerowskim Niemcom do realizacji swoich agresywnych planów.
Na rozległych i podmokłych terenach pomiędzy Blachownią i Sławięcicami oraz obok wioski Bierawa, na przełomie 1939/1940 roku, dwie potężne niemieckie spółki rozpoczęły budowę zakładów, które miały wspomóc przemysł wojenny w III Rzeszy.



Rozwój budowy możemy prześledzić chociażby na podstawie fragmentów miesięcznych sprawozdań i meldunków szpiegów Armii Krajowej działających na tym terenie, przesyłanych do Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej AK.




Znamienne jest to, że obie rywalizujące spółki AG Hydriewerke i IG Farben niejednokrotnie „podbierały” sobie wykwalifikowaną siłę roboczą oraz materiały budowlane dla kontynuacji swojego dzieła. Od początku budowy postanowiono wykorzystać do wykonywania najgorszych i najcięższych prac więźniów, robotników przymusowych oraz jeńców wojennych wbrew postanowieniom Konwencji Genewskiej. W początkowym okresie wojny wraz ze zwycięskimi kampaniami niemieckimi i podbijaniem obcych krajów przybywało robotników. Nacje całej Europy, tysiące „niewolników” stłoczono na niewielkim terenie pomiędzy Blachownią i Sławięcicami- wg szacunkowych danych z różnych źródeł przebywało tam od 50 do 70 tys. ludzi. Jednymi z pierwszych więźniów byli Polacy oraz Żydzi.






Polacy z Blechhammerlager budowali obozy dla innych współwięźniów, natomiast Żydzi przewiezieni z obozu na Górze Św. Anny, początkowo nad Kanał Kłodnicki w Sławięcicach, budowali Judenlager dla siebie samych. Przy samej OHW Blechhammer powstały 22 różne obozy o niewinnie brzmiących nazwach. Nadawane one były od miejsca ich położenia. I tak na przykład obóz jeńców angielskich BAB-21 położony nad brzegami Adolf Hitler Kanal (dzisiejszy Kanał Gliwicki) był nazwany Kanallager. Blechhammerlager dla polskich robotników przymusowych usytuowano niedaleko wioski Blechhammer. Judenlager przemianowany 01.04.1944 roku na Arbeitslager Blechhammer przeznaczono dla Żydów z całej Europy. Był to jednocześnie obóz koncentracyjny i stał się podobozem Auschwitz III.








Jeńcy polscy, angielscy, francuscy, rosyjscy i inni karczowali lasy pod budowę, pracowali przy gigantycznych pracach ziemnych, wylewali fundamenty, wznosili budynki, montowali instalacje, a po rozruchu poszczególnych z nich pracowali w najgorszych i najbardziej szkodliwych warunkach. To ich trudem, wysiłkiem setek tysięcy rąk, Niemcy zbudowali jak na owe czasy dwa giganty chemiczne za skromną porcję byle jakiej zupy i kawałka czarnego chleba.








Rozpoczęta 7 lipca 1944 roku ofensywa bombowa 15 Armii Powietrznej USA przeciwko trzem produkującym benzynę syntetyczną rafineriom: Blechhammer, Odertal oraz Heydebreck dodatkowo pogorszyła już i tak ciężką sytuację więźniów i jeńców. Zniszczenia dokonywane po każdym z 16 nalotów (pierwszy 07.07.1944) przez Liberatory (B-24) i Latające Fortece (B-17) 15 USAAF każdorazowo zatrzymywały produkcję.

W zależności od skali zniszczenia nawet do kilku tygodni. W tym czasie „niewolnicy”, jak ich określali Niemcy, musieli ze zdwojonym wysiłkiem podejmować w jak najkrótszym czasie próby odbudowy zniszczeń i powtórnego uruchomienia produkcji. Niejednokrotnie ginęli oni pod bombami sojuszników, czyli lotnictwa amerykańskiego. Ogromna ilość schronów przeciwlotniczych, która została wybudowana ich rękoma, była zarezerwowana wyłącznie dla ludności cywilnej, kadry technicznej i żołnierzy niemieckich. Cała reszta musiała chronić się w lesie bądź w wykopanych szczelinach przeciwlotniczych.












Wraz z ostatnim amerykańskim nalotem z dnia 26.12.1944 roku i unieruchomieniem zakładów oraz zbliżającym się sowieckim frontem, Niemcy powzięli decyzję o ewakuacji obozów w głąb III Rzeszy. Tysiące więźniów pędzonych podczas „marszu śmierci” w czasie mroźnej zimy, bez odpowiedniego okrycia, bez jedzenia i picia ginęło masowo, a tych, którzy nie byli zdatni do dalszego marszu zabijano na miejscu, pozostawiając ciała na terenie przemarszu. Wielu więźniów i jeńców wojennych potopiono w rzekach na trasie przemarszu oraz w Kanale Gliwickim wpędzając ich na lód i wrzucając granaty. Część baraków obozowych była zniszczona przez pożary wywołane przez Niemców, którzy oblewali je benzyną i podpalali razem z zamkniętymi w nich pozostałymi niezdolnymi do marszu więźniami. Tych, którzy próbowali uciekać rozstrzeliwano. Takie sceny rozgrywały się w czasie ewakuacji obozów, kiedy panował totalny bałagan i chaos a dający się usłyszeć huk rosyjskich armat nadciągającego frontu dodatkowo rozwścieczał zdesperowanych, myślących tylko teraz o własnym bezpieczeństwie żołnierzy niemieckich.

Tymczasem sytuacja na tym odcinku frontu zmieniała się jak w kalejdoskopie. Wiele oddziałów radzieckich ze składu 59 Armii Ogólnowojskowej były jednostkami samodzielnymi, ponadto w tym okresie wojny dowództwo radzieckie kładło nacisk na ruchliwość swoich wojsk i na samodzielne podejmowanie decyzji nawet na najniższych szczeblach dowodzenia. Dlatego na wielu odcinkach frontu na naszym terenie poszczególne odcinki przechodziły wielokrotnie z rąk do rąk, wiele było udanych wypadów przez zamarznięte rzeki i zajęć poszczególnych wiosek i miejscowości.




Jedna i druga strona urządzała wiele udanych zasadzek i budowała miejsca silnie ufortyfikowane. Pomimo iż teren Kędzierzyna-Koźla i jego okolice są terenem podmokłym, obfitującym w wiele mokradeł i rzek, pogoda sprzyjała nacierającym skuwając wiele z nich.

Fakt wyzwolenia Koźla dopiero 20 marca 1945 roku, prawie 2 miesiące po wyzwoleniu Kędzierzyna, świadczy o zaciętości niemieckiej obrony. Według oficjalnych źródeł obozy jenieckie oraz obozy pracy przymusowej w Sławięcicach były wyzwolone dnia 21 stycznia 1945r. Możemy przypuszczać, że w Blachowni przy OHW Blechhammer oraz IG Farben (dzisiejsze Z.A Kędzierzyn) w tym samym dniu lub dnia następnego. W linii prostej dzielą je tylko około 3 km.

Co zastali żołnierze radzieccy po wyparciu żołnierzy niemieckich z okolic Kędzierzyna- Koźla? Dwa główne zakłady OHW Hydriewerke Blechhammer i IG Farben już podczas ostatnich grudniowych nalotów 1944 roku dokonanych przez 15 Armię Powietrzną Stanów Zjednoczonych zostały unieruchomione i nie podjęły już produkcji.

Dzieła zniszczenia dokonali sami Rosjanie wywożąc po wojnie zdatne do użytku pozostałości. Podczas demontażu zostawiając na ścianach wiele napisów, które nieraz możemy przypadkowo odkryć.




Wszystkie obozy jenieckie i obozy pracy przymusowej rozrzucone na naszym terenie, szczególnie te przy zakładach były opuszczone. Ich widok wg zeznań świadków był przerażający. W wielu budynkach znajdowano trupy więźniów- mężczyzn, kobiet i dzieci.

W przylegających lasach, na łąkach, polach i drogach można było natknąć się na ciała więźniów zamordowanych podczas ewakuacji obozów w styczniu 1945r. Ze wszystkich pozostałych więźniów niezdolnych do marszu w obozach uratowała się tylko garstka, która ukryła się w piwnicach, niejednokrotnie wśród ciał pomordowanych, i to ona przywitała żołnierzy radzieckich z wielką ulgą i niedowierzaniem.

Jak wspomina Józef Dzieciuchowicz, chorąży WP, będący po wojnie komendantem placu- dawnego obozu w Sławięcicach (który był przeznaczony do rozbiórki na rzecz odbudowy miast i wsi w centralnej Polsce), przerażającym widokiem było krematorium w obozie żydowskim Judenlager z nienaruszonym piecem i wyposażeniem do spalania zwłok. Wstrząsającym widokiem w jednym z rogów budynku były popioły i kości z ciał ludzkich.

Wiele osób pracujących na kolei oraz w leśnictwie znajdowało pomordowanych więźniów w masowych grobach w okolicznych lasach, a polska komisja ekshumacyjna działająca od wiosny 1945 r. miała ogromne zadanie do wykonania korzystając m.in. z zeznań świadków oraz byłych więźniów pozostałych przy życiu.












Do dzisiaj wędrując po okolicznych lasach możemy natrafić na ruiny byłych obozów. Drugo wojenne pozostałości nieszczęścia, upokorzenia, bólu, i pogardy „Rasy Panów” wobec „podludzi” stoją zarośnięte, wręcz zamaskowane przez roślinność leśną.

Niewiele dokumentów i materiałów dotyczących tutejszych obozów zachowało się w archiwach i muzeach. Stowarzyszenie „BLECHHAMMER – 1944” odnalazło, zebrało i wystawiło możliwie największą ich ilość w jednym miejscu. „Izba Pamięci” to również historia robotników przymusowych, więźniów i jeńców wojennych. Historia, która nie powinna być zapomniana. Jeszcze żyją wśród nas jej uczestnicy i świadkowie, przestrzegając dzisiejsze pokolenia przed budzącymi się demonami przeszłości.







Autor: Waldemar Ociepski
 


« Wróć